VI Śl.Maraton-Mszana
-
DST
401.38km
-
Czas
15:57
-
VAVG
25.16km/h
-
VMAX
51.33km/h
-
Temperatura
14.0°C
-
Podjazdy
2667m
-
Sprzęt Szosa CUBE
-
Aktywność Jazda na rowerze
z małym niedosytem,miała być 500-setka wyszło tylko 400km ,pokonany przez zimno i deszcz.Ale tak po kolei to przed maratonem założyłem sobie że na każde kółeczko czyli 100 km z przerwami na PK przeznaczam max 4:30 godziny co mi się udało.Pierwsze kółeczko start i zaczyna z lekka padać kurteczka w kieszeni nie ma już czasu zakładać ,tempo jak to na początku dość mocne jedziemy w tym deszczyku do Zebrzydowic i zrobiła się potężna ulewa w Gołkowicach przystaję założyć kurtkę ,grupa odjeżdża,ale łapę się z 300-kilometrowcami. Druga pętla już praktycznie solo trzymając się planu,spotykani koledzy jakoś nie kwapili się do współpracy siedząc mi na kole nie dając zmian,a i też mnie kawałek moczy deszcz. Trzecia pętla i ruszam z ziomalem Leszkiem , współpraca się wreszcie klei ,w Raciborzu tylko lekko pokropiło ,wiatr też nieco ucichł i bodajże najszybciej pokonana runda.Na czwartą rundę znów wyruszam samotnie (Leszek jechał 300km ). Siły są jedzie mi się fajnie i już widno jednak duże zachmurzenie ,zimno niespełna 10st i chłodny wiatr z pól.zach znów daje o sobie znać w Roszkowie dogania mnie grupa z 200km na pierwszym okrążeniu ,jest parę znajomych podpinam się ale tempo jakie nadają 35-40km/h nieco za duże jak dla mnie po prawie 350km i myśl że zostało jeszcze jakieś 150km i w Krzyżanowicach odpuszczam.Za Raciborzem znów zaczyna padać i to coraz bardziej ,morale zaczyna spadać choć siły są ,im bliżej Mszany tym bardziej leje ,a kierunek gdzie trza jechać na ostatnią moją pętlę zasnuty chmurami .W Mszanie jestem coś koło 9:10 czyli do końca mojego limitu 6 godzin i nieoficjalnie 18 godzin jazdy brutto ,samopoczucie do jechania jest,ujechany też nie jestem ,ale czuję że zaczyna mną wyrabiać zimno ,suche rzeczy wykorzystane na poprzednich rundach,waham się jeszcze chwilkę i decyzja nie odbijam przejazdu przez start jadę na metę zdaję dyskietkę coś koło 9:25. No cóż jak się okazało nie ja jeden skróciłem deklarowany dystans. Pojechałem do domu a w Radlinie świeci słońce , na południu deszcz. Na 17 pojechałem jeszcze na ceremonię zamknięcia odebrać pucharek, niestety szczęścia w losowaniu nagród nie miałem.
komentarze