tadzik1963 prowadzi tutaj blog rowerowy

tadzik1963

Bałtyk-Bieszczady TOUR

Sobota, 23 lipca 2011 | dodano: 28.07.2011

Czyli start w Świnoujściu meta Ustrzyki Górne.Pierwszy raz w imprezie i jako żółtodziób popełniłem kilka wydawało by się małych błedów na krótszych dystansach nie miałyby konsekwencji.Tu kosztowały mnie dobre 2godziny jakie mogłem uszczknąć z tych 60godz.11min czasu maratonu ,pytanie o drogę miejscowych też nie jest dobrym pomysłem dwa razy przez to nadrobiłem raz z kolegą Bogusiem raz sam z dobrych 8km.Pogoda też nie dopisała pierwsze 150km w deszczu potem znów w miarę sucho środek znów w deszczu i pod koniec przelotna ulewa krótko przed Brzozowm sprawiła że zanim dojechałem do PK aby się schować i ubrać pokrowce buty przemokły,a że suche skarpetki pojechały wczesniej busem na metę skończyło sie to poważnym odparzeniem stóp gdzie naciskanie na pedały w ostatnich 50km trasy i to po górkach sprawiało okropne pieczenie i mimo że sił starczyło nie dało sie już ostro pedałować tak że jeszcze nigdy w życiu ostatnie kilometry mi sie tak nie dłużyły.Na tym odcinku minęło mnie z dziesięciu kolegów ,a ja bezradny mimo że mięśnie by mnie jeszcze sporo poniosły, spody stóp odmawiały posłuszeństwa.Grunt to że szczęsliwie dotarłem do celu po drodze łapiąc jedna gumę z przodu,satysfakcja przeogromna że sie pokonało taki dystans prawie non stop robiąc tylko dwie krótkie drzemki(jak zaczynałem przysypiać na kierownicy w drugą noc jazdy) i przerwy na siku i posiłki na Punktach Kontrolnych.Tu niezależnie od czasu każdy kto pokona tę trasę może czuć się zwycięzcą.A fatalna pogoda jaka sie trafiła,sprawiła liczne kontuzje przez co wycofało się 12 zawodników.Mnie po 200km też zaczęły doskwierać ścięgna achillesa w prawym przeszło lewy doskwierał coraz bardziej na 650km natknałem się w Wsołej na PK na lekarza i zaaplikował mi środek przeciwbólowy twierdząc że to nie ja jedyny i że to od zimna,po godzinie jazdy ból kompletnie ustapił.Na owym punkcie spotkałem też kol.Andrzeja z pobliskiego Wodzisławia który namówił mnie na tę imprezę,ale dalej już nie pojechał wysiadło mu kolano i po 650km musiał sie z konieczności wycofać.Jeszcze jedna może żartobliwa satysfakcja dopiero chwilę za mną na metę wpadł kol.Kalinowski rekordzista w 24h jeździe w przejechanych 756km z małym hakiem,tyle ze startował na trochę innych zasadach i wystartował 24godziny później od nas wszystkich.Wrażeń bez liku można by pisać i pisać zainteresowanych mapki, statystyki,wyniki itd na www.1008.pl polecam.




komentarze
waxmund
| 08:15 poniedziałek, 1 sierpnia 2011 | linkuj gratulacje! :) masz rację z tym poczuciem zwycięstwa. Zdecydowanie każdy kto ukończył, może się tak czuć. Miejsca i czas nie mają tu większego znaczenia :)
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!